Bam! Upada małe dziecko. Potknęło się, nie zauważyło krawężnika lub wydarzyło się tysiąc innych powodów, przez które maluch przewraca się. Jaka jest Twoja reakcja? Biegniesz zalękniona sprawdzić czy nic mu się nie stało i jakoś tak mimowolnie z Twoich ust wydobywają się słowa „Nic się nie stało!” ?

 

A jednak się stało

Wyobraź sobie, że parkujesz auto i delikatnie zarysowujesz zderzak. Parkując czujesz, jak samochód trze o słupek jednak ktoś obok mówi „Nic się nie stało”! Jak się czujesz? Ta osoba ma dobre intencje, chce tylko zminimalizować Twoją frustrację, bo przecież takie przetarcie nie zagraża funkcjonalności auta. Ale przecież COŚ JEDNAK SIĘ STAŁO. Auto ma rysę. A jak się czujesz słysząc takie słowa w tej samej sytuacji: „Zarysowałaś auto, zdenerwowałaś się bo to oznacza kłopot. Co mogę zrobić aby Ci pomóc?”.

Teraz wyobraź sobie upadające dziecko. Nawet malutka i niegroźna kraksa (z perspektywy dorosłego) może przestraszyć dziecko lub zwyczajnie je zaboleć.

 

Dlaczego mówimy „Nic się nie stało”?

Jesteśmy produktem przeszłych systemów wychowawczych, które omijały szerokim łukiem nazywanie emocji – szczególnie tych trudnych. Niechętnie dawano zgodę aby dzieci, czyli my, złościły się (złość piękności szkodzi), smuciły (nie ma o co płakać, chłopaki nie płaczą) czy przeżywały inne, trudne dla rodzica emocje jak strach, gniew, żal. Jeśli takowe się pojawiały jak najszybciej chciano je wyciszyć, stłumić. Towarzyszenie dziecku w przeżywaniu takich emocji jest doświadczeniem trudnym i to tego trudu, nieświadomie, chcemy uniknąć mówiąc „Nie się nie stało”.  Tak nas nauczono. Co więcej często płacz jako wyraz strachu, bólu był traktowany jako objaw słabości a przecież „nie chcemy na mazgajów wychowywać naszych dzieci”.

 

Co słyszy dziecko?

Sprzeczny komunikat. Dziecko czuje strach, ból ale słyszy, że nic się nie stało. I to od swojego opiekuna, którego do wieku 6 lat traktuje jak wszechwiedzącego guru. W konsekwencji zaczyna budować taki mechanizm niedowierzania swoim odczuciom z ciała i emocjom (skoro mama/tata mówią mi, że nic się nie stało, to może ja coś czuję źle). Małe dziecko nigdy nie pomyśli, że rodzic jest zły czy zrobił coś źle – zawsze będzie brało to „źle” na siebie. Dlatego niewinne „Nie się nie stało” jest jednak winne – długotrwałe doświadczenie umniejszania jest dysfunkcją, która w dorosłym życiu przeszkadza w budowaniu satysfakcjonujących relacji, czy to osobistych czy zawodowych.

 

Co warto powiedzieć?

Zobacz perspektywę dziecka. Powiedz co widzisz – jakbyś był okiem kamery, która widzi tylko fakty.

Przewróciłeś się i Cię zabolało?

Upadłeś i to Cię przestraszyło?

Płaczesz bo się przewróciłeś?

Chcesz się przytulić?

Jak możemy Ci pomóc?

 

Najczęściej nazwanie tego co przeżywa dziecko na tyle obniża napięcie emocjonalne, że ono w mgnieniu oka wraca do równowagi i chce dalej eksplorować świat. Bogatsze jednak o poczucie, że cały świat (czyli rodzic 🙂 ) go zauważa, rozumie, daje mu wsparcie i pomoc w każdej, nawet najmniejszej sytuacji.

To czy dziecko skorzysta z tej pomocy jest decyzją dziecka. Jedne będą faktycznie potrzebowały się tulić i płakać przez dłuższą chwilę zanim wrócą do równowagi, inne pójdą dalej nawet bez przytulasa.

Zauważanie i nazywanie odczuć i emocji dziecka jest bardzo ważne, gdyż buduje jego poczucie własnej wartości a to z kolei stanowi siłę i moc człowieka. Dlatego wyrzućmy „Nic się nie stało” jako relikt przeszłości do kosza, byle nie tego z rzeczami do recyklingu 😉